Wspomnienia kl. Marka Michalczyka
Ojciec Jerzy we wspomnieniach kleryka
Ojca Jerzego poznałem w Seminarium Duchownym w czasie dwutygodniowego kursu wstępnego, przygotowującego kandydatów do życia seminaryjnego.
Od samego początku owego kursu ojciec duchowny Jerzy Chowańczak był postacią niezwykłą, wyróżniającą się wśród innych osób. O Jego niezwykłości i wyróżnianiu się świadczyła między innymi umiejętność skutecznego przemawiania do słuchających. Istotna, przekazywana treść wzbogacona była nadzwyczajnym i urzekającym Jego głosem. Jednak najistotniejsze było to, że potrafił zatrzymać się i poświęcić potrzebującemu człowiekowi przynajmniej krótką chwilę, delikatnie wskazując możliwości rozwiązania problemu.
Jednym z uwikłanych w konflikt wewnętrzny, potrzebujących pomocy i poszukujących właściwej drogi życiowej byłem ja. Jak dobry ojciec rodziny przygarnia swoje dzieci, pociesza je i daje im nadzieję, tak i ojciec Jerzy, można by powiedzieć, przygarnął mnie, podtrzymał na duchu i dał nadzieję.
Jasny promień tej nadziei trwa do dzisiaj. Wzbogacony został w serdeczną przyjaźń, która swój najpełniejszy wymiar znajdowała na wspólnych wyjazdach i wycieczkach. Na uwagę zasługuje wakacyjna wycieczka do Żarnowca, do sióstr benedyktynek. Nastawienie sióstr do Ojca było wspaniałe. Te świątobliwe kobiety uwielbiały tego człowieka. Troszczyły się o Niego, jak o rodzonego brata i ojca. Może dlatego tak dobrze czuł się ojciec Jerzy w ich towarzystwie. Większość, a może nawet wszystkie znał i pamiętał ich zakonne imiona, co dla mnie było nierealne. Lubił z nimi rozmawiać i żartować.
Ojciec Jerzy był człowiekiem radosnym, pełnym pogody ducha. Pewnego razu zapytany, skąd ma tyle energii, humoru i dobrego żartu, odpowiedział, że mimo już podeszłego wieku czuje się bardzo młodo. "W głębi duszy jestem młodzieńcem. To stąd się bierze".
Jego młodzieńczy duch nie sprzeciwiał się dostojności i powadze autorytetu.
Ten kto znał Ojca bliżej, śmiało mógłby powiedzieć - rzeczywiście, pomimo podeszłego wieku i mądrości życiowej był "młodym" człowiekiem.
I jak wielu młodych chętnie wędruje, tak i ojciec Jerzy uwielbiał maszerować. Potrafił w czasie wędrówki regenerować siły, odpoczywać po większej pracy i rozkoszować się pięknem otaczającego świata.
Zawsze z sentymentem wspominał miejsce, w którym czuł się dobrze, gdzie chętnie spacerował, a mianowicie Puszczę Kampinowską. Podziwiał jej piękno i smucił się z nieodpowiedzialnych zachowań.
Wycieczka do Zakopanego pozowliła mi jeszcze dokładniej poznać bogactwo wewnętrzne ojca Jerzego.
Na świecie jest znikoma grupa ludzi, którzy rzeczywiście potrafią żyć "tu i teraz", bez niepotrzebnego odwoływania się do tego, co minęło i czego już nie ma, a także do tego, co przyjdzie.
Myślę, że Ojciec Jerzy należał do tej grupy ludzi, potrafiących cieszyć się teraźniejszością, nie rozstrząsających z żalem i bólem niepowodzeń i przykrych doświadczeń z przeszłości, a także nie martwiących się zbytnio o to, co będzie się działo jutro czy pojutrze. Zatrzymywał się na chwili obecnej i radował się z jej trwania.
Radość przepełniała Mu serce, kiedy spotkał życzliwe i bliskie osoby. Potrafił otwarcie i szczerze z nimi rozmawiać, miło dyskutować, z zaangażowaniem i wyczuciem opowiadać różne ciekawe i śmieszne historie.
Mówienie, jak sam powiedział, nie sprawiało mu żadnych trudności, przeciwnie - doskonale czuł się w roli przemawiającego czy opowiadającego. Posiadał On charyzmat słowa. Swoją sztuką retorską mógł wywołać wśród słuchaczy ożywienie, duże zainteresowanie podjętym zagadnienim, współczucie aż wreszcie niedosyt.
Sam o sobie mówił, że jest człowiekiem nieśmiałym, a nawet bardzo wstydliwym. Jednak Jego pozytywny stosunek do ludzi, łatwość w nawiązywaniu kontaktów, przyjaźń, serdeczność okazywana wszystkim spotkanym, miłe słowo i uśmiech na twarzy wydawały się temu zaprzeczać.
Jeżeli można próbować zaprzeczyć temu, że był człowiekiem nieśmiałym, to nie uda się zaprzeczyć temu, że był autentycznym kapłanem Chrystusowym.
Kapłan, który jest szczerze oddany swemu Panu, Chrystusowi, jest przyozdobiony w trzy cnoty, tj: posłuszeństwa, czystości i ubóstwa.
Ojciec Jerzy w stopniu doskonałym posiadł owe trzy cnoty. Wsłuchiwał się i wypełniał wolę Pana Jezusa, wyrażaną decyzją biskupa i wytrwałym wykonywaniem, nawet pomimo zmęczenia i choroby, swoich obowiązków.
Z dziecięcą prostotą stawał wobec Najwyższego Boga, którego uznawał i wielbił, a który wykluczał innych bogów.
Zdobył On wreszcie umiejętność pozostawiania jakichkolwiek dóbr doczesnych dla Pana Boga.
Jako człowiek i jako kapłan ojciec Jerzy jest dla nas świadectwem miłości Jezusa Chrystusa. Z pewnością nie pomylę się, kiedy powiem, że ja, a być może i inni, wiele ojcu Jerzemu zawdzięczamy. Jestem Mu wdzięczny za to, że pomógł mi odkryć i urzeczywistnić powołanie do kapłaństwa, że nadal żyje w moich wspomnieniach, i za to, że obdarował mnie swoją cenną przyjaźnią.
|
|