Wspomnienia Ks. Bogdana Liniewskiego
Do Warszawy przeprowadziłem się w styczniu 1961 roku. Byłem uczniem X klasy w LO im. Marii Konopnickiej przy ul. Madalińskiego, a mieszkałem przy ul. Puławskiej - niedaleko kina "Moskwa". Dowiedziałem się, że należę do parafii św. Michała i tam udałem się, aby zapisać się na katechizację. Trafiłem do Ks. Jerzego Chowańczaka, młodego wikarego tuż po studiach na KUL-u. Byłem uczniem przeciętnym, głosu w dyskusjach nie zabierałem, ale nie zaniedbałem żadnej lekcji religii.
Gdy zdałem maturę, mój katecheta zagadnął mnie na temat Seminarium Duchownego. Powiedział, że jego zdaniem, nadaję się na księdza.
Tę nieśmiałą i delikatną propozycję zbyłem pobłażliwym uśmiechem. Marzyłem wtedy o lotnictwie. Byłem pilotem szybowcowym.
W Wołowie, gdzie mieszkałem przed przyjazdem do Warszawy przyjaźniłem się z obecnym generałem kosmonautą Mirosławem Hermaszewskim. Razem stawialiśmy pierwsze kroki w powietrzu i snuliśmy plany kariery pilotów wojskowych.
Rok później w mundurze podchorążego Szkoły Oficerskiej odwiedziłem Ks. Jerzego. Stał przed kościołem rozmawiając z innym księdzem i siostrą zakonną. Podszedłem, zasalutowałem, przywitaliśmy się. Pokazał mi jak rośnie nowy kościół. Gdy weszliśmy do kościoła zdjąłem czapkę - przyznał się, że dopiero w tym momencie mnie poznał.
Odwiedzałem Go przez następne lata.
Gdy po ukończeniu Szkoły Oficerskiej otrzymałem przydział do Warszawy, byłem częstym gościem w parafii świętego Michała.
W cztery lata po maturze, po roku służby zawodowej, ja z kolei zagadnąłem księdza Jerzego na temat Seminarium.
Powiedziałem, że chcę porozmawiać. Zaprosił mnie na wycieczkę gdzieś w okolice Piaseczna. Chodziliśmy po lesie, gadając o tym i o owym. Czekał, aż zacznę mówić, a mnie trudno było rozpocząć. W końcu sam mnie zachęcił - "miałeś przecież mi coś powiedzieć".
Pamiętam do dziś tę rozmowę.
W Seminarium znalazłem się półtora roku później.
Trudnością zasadniczą było zwolnienie z wojska. Byłem młodym oficerem, a wojsko w tamtych czasach potrzebowało ludzi.
W parafii śpiewano w każdą niedzielę Godzinki. Ks. Jerzy wpadł na pomysł, aby je śpiewać w intencji mojego zwolnienia z wojska.
Zostałem zwolniony z wojska 4 grudnia 1967 roku i 7 grudnia wieczorem zameldowałem się w Seminarium na Krakowskim Przedmieściu. Było to w wigilię Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny.
Przypadek? - niewątpliwie odpowiedz na modlitwę Godzinek!
Na pytanie: co mnie urzekło w księdzu Jerzym nie mam odpowiedzi. Ale to, że od 24 lat jestem księdzem, ma dla mnie oczywisty związek za znajomością z księdzem Jerzym Chowańczakiem i z przynależnością personalną do parafii św. Michała w Warszawie. |
|